Od 2010 roku w ostatnią niedzielę stycznia obchodzony jest Dzień Pamięci Tragedii Górnośląskiej. Jest stała forma upamiętnienia Ślązaków - ofiar powojennych zbrodni Armii Czerwonej i władz komunistycznych.
Pod koniec stycznia 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła na Górny Śląsk. Od tej chwili dla wielu mieszkańców tych ziem zaczęła się gehenna - aresztowania, egzekucje, pobyty w obozach pracy oraz wywózki na Sybir i do kopalń Donbasu. Szacuje się, że na Wschód wywieziono od 20 do 90 tysięcy ludzi. Wielu stamtąd nie wróciło.
Nasze miasto jest ważnym miejscem na mapie tej tragedii. To ze stacji Pyskowice 5 marca 1945 roku – wg ustaleń IPN-u - ruszył pierwszy transport na Wschód. Szacuje się, że z Pyskowic do Związku Radzieckiego wyruszyło najwięcej składów. Do pyskowickiej stacji doprowadzono bowiem szerokie tory, dostosowane do norm sowieckich.
Wywiezionych było też ponad 300 pyskowiczan. Wśród nich Stefan Polifka, rolnik. - Dziadek został deportowany w Wielkanoc 1945 roku. Najpierw osadzili go w budynku sądu w Pyskowicach, potem pieszo zagnano do Gliwic. Stamtąd ruszył do Donbasu. Podczas transportu chorował na różyczkę, więc zaraz po przyjeździe trafił do szpitala. Potem w obozie odpowiadał za rozdzielanie zupy. Dzięki temu uratował wiele osób, dając więcej jedzenia tym najbardziej wyczerpanym. Miał szczęście, bo wrócił. Jakiś czas przetrzymywano go w Saksonii, a w Pyskowicach pojawił się w listopadzie 1946 roku. Po powrocie ważył 50 kg ...- opowiada wnuk Norbert Kozioł.
Foto:archiwum N.Kozioła