
To zaproszenie do przewrotnego dialogu o prawdzie i fałszu, komercji i sztuce: o trudnej nagości i modnej, efektownej goliźnie.
Monodram oznacza teatralną nagość... Aktor staje samotnie przed publicznością i świadomie obnaża swój warsztat z wszelkimi jego zaletami i ułomnościami. W tym czasie publiczność rozlicza go z każdego oddechu, gestu, spojrzenia...
Fragment premierowej recenzji:
"Goła Baba" to dość lekki spektakl, monodram dostarczający rozrywki w formie i treści.
Zobaczyliśmy Natalię Miśkiewicz w dwóch odsłonach.
Kobiety z Parasolką - cudownie leciutkiej, z klasycznym gestem i baletowym krokiem, lirycznej, odrobinę sentymentalnej, melancholijnie wycofanej, ale pogodzonej samej z sobą, trochę smutnej, nawet, jeśli bez sukcesu, robiącej to, co umie i lubi. Mającej swoją idee fix. Sala wypełniona a słyszalność aktorki doskonała. Pewna powtarzalność czy przewidywalność ruchu mogła przynieść niektórym oglądającym znużenie.
I Gołej Baby. Na chłopsko-babską swadę widzowie zareagowali żywiołowo, nawiązał się natychmiastowy kontakt z widownią. Dała czadu - wyzywająca, zbyt głośna, wulgarna właściwie. Każdy ruch, gag i ... autentyczna bezczelność, zasługuje na same superlatywy. Ależ się działo! Znalazł się jednak taki moment, że się przeczuwało jakieś drugie dno.
A striptiz? Naprawdę seksowny, z wyuzdaną łatwością, przyznaję nie bez zazdrości. Nie darmo mówi się, że więcej seksapilu mają krąglejsze kobiety. Udowodniła to! Jeszcze drobna uwaga, dosyć długa chwila zbierania szmatek, pakowania, po pokazie pozwoliła oswoić zaskoczenie, ustępując miejsca wyczekiwaniu...
Owacja na stojąco zasłużenie nagrodziła pokaz sceniczny Natalii a słowa pochwały płynące z ust autorki-aktorki Pani Szczepkowskiej brzmiały najzupełniej szczerze i chyba będą najlepszą oceną spektaklu.